sobota, 31 maja 2014

Macabre town Brellet

Witam wszystkich w pierwszym poście na tym blogu ;]
Jak już pewnie wiecie - będziemy na nim udostępniać straszne opowiadania i creepypasty naszego autorstwa. Zapraszam do czytania ;]
____________________________________________________



Już na początku chciałbym Was poprosić o przeczytanie tego do końca. Wiem, że ciężko będzie Wam w to uwierzyć. Przyznam szczerze, że gdybym usłyszał od kogoś podobną historię, wyśmiałbym go. Jednak przysięgam na wszystko, co mi drogie - nie kłamię. 

Więc tak. Wiem, że na początku powinienem się przedstawić, jednak wolałbym pozostać anonimowy. Przyjmijmy, że możecie mnie nazywać "Joe". Mogę zdradzić tylko, że mam 22 lata i mieszkam gdzieś w środkowej części Polski i chciałbym Wam opowiedzieć moją historię, póki nie jest jeszcze za późno. Wybaczcie, jeżeli nie zdążyłbym jej dokończyć...
Abyście mogli wszystko zrozumieć, muszę cofnąć się kilka lat wstecz. 

Od zawsze lubiłem się bać. Gdy ledwo co "odrosłem od ziemi", już znałem wszystkie najpopularniejsze horrory, straszne opowieści i gry, a także zdjęcia i amatorskie filmiki. Przez długi czas nie przeszkadzało mi oglądanie codziennie tego samego. Byłem smarkaczem i fakt, że interesuję się czymś takim był dla mnie powodem do dumy. Jednak w wieku plus-minus piętnastu-szesnastu lat, poczułem chęć przeżycia czegoś na własnej skórze. Chciałem znaleźć się w nawiedzonym miejscu, czuć oddech czegoś, co właściwie nie istnieje, na karku, lub po prostu zobaczyć ducha. Nie wiem, dlaczego, ale chyba dużo osób w takim wieku pragnie przeżyć tego rodzaju przygodę, którą mógłby opowiadać swoim wnukom. Teraz strasznie tego żałuję. Gdybym tylko mógł cofnąć czas... ale nie mogę..


Wcześniej nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzać, czy w moim mieście są jakieś nawiedzone domy czy inne straszne miejsca. Jako, że rodzice i przyjaciele o niczym takim nie słyszeli, postanowiłem poszperać trochę w internecie. Jak się okazało - najbliższe takie miejsce znajdowało się 150 km od mojego rodzinnego domu. Cóż.. bądźmy szczerzy.. piętnastolatek nie pojedzie sam 150 km do nieznanego miejsca tylko po to, żeby spotkać "coś" zza światów, a na wyjazd z rodziną raczej nie mogłem liczyć.. tylko marzyłem o tym, żeby zobaczyć ich miny po zaproponowaniu przeze mnie czegoś takiego. Nie słuchając moich wyjaśnień wysłaliby mnie od psychiatry. Już wcześniej martwiło ich moje zainteresowanie sprawami paranormalnymi, a tym dolałbym tylko oliwy do ognia. Postanowiłem więc poszukać czegoś innego. Przyznam szczerze, że sam nie wiedziałem do końca czego. Gdybym wtedy odpuścił, dziś moje życie zapewne wyglądałoby zupełnie inaczej. 

Dobra, przestaję przeciągać. 
Moje poszukiwania trwały kilka tygodni. Miałem wrażenie, że odwiedziłem już każdą stronę, której celem było wywołanie strachu u odbiorcy. Jednak na mnie to wszystko nie działało - wciąż czułem niedosyt. Aż w końcu pewnego dnia to wszystko miało się zmienić. Miałem dostać to, czego chciałem. Był to tak jakby długo wyczekiwany prezent, który musiałem przyjąć. Choćbym chciał, nie mogłem odmówić.

Pewnego dnia trafiłem na stronę "nobodyknow.nobodycare.soshutup.com". Wiem, dziwna nazwa. Od razu mówię, że nie macie co sprawdzać, gdyż pod tym adresem już nic nie ma. Ponoć nigdy nie było...Jak ją znalazłem? Nie pamiętam dokładnie. Chyba polecił mi ją jakiś nieznajomy z pewnego forum, ale jakiego - już nie odtworzę.
Po załadowaniu się strony pojawił się czarny ekran. Tylko tyle. Komputer nagle odmówił posłuszeństwa, myszka i klawiatura nie działały. Przyznam, że wtedy poczułem lekkie przerażenie, ale uznałem, że po prostu ten stary dziad znowu się zawiesił. Schyliłem się, by odłączyć go od kontaktu, gdyż żaden inny sposób wyłączenia go nie działał. Jednak coś mnie zatrzymało. Mianowicie - rozmowa. Cicha rozmowa w innym języku. Dźwięk pochodził z mojego komputera. Ciężko było mi wyłapać jakiekolwiek słowo, więc nastawiłem głośniki na full. Jednak wtedy szepty ustały, a ich miejsce zajął przerażający kobiecy krzyk. Muszę przyznać, że autorzy strony się postarali - wystraszyłem się nie na żarty, a jako, że był już wieczór, sądziłem, że nie tylko ja. I miałem rację. W ciągu kilku sekund w moich drzwiach stali przerażeni rodzice, jednak udało mi się ich szybko spławić tekstem, że znowu oglądam jakiś horror. Uwierzyli i prosząc o ciszę wyszli z mojego pokoju.
Teraz czekałem na dalszy rozwój wydarzeń. Na monitorze pojawił się komunikat "Well think about it before you go. Are you sure you want this?" a pod spodem dwa przyciski, jak nie trudno się domyślić "yes" i "no". Oczywiście niewiele myśląc wcisnąłem "yes" i wtedy okienko zniknęło ustępując miejsca ładującej się powoli stronie. Z początku nie różniła się ona niczym od pozostałych 100, które przeglądałem przez ostatnie tygodnie. Zdjęcia osób bez twarzy, z wydrapanymi oczami, straszna muzyczka w tle i inne badziewia. Zorientowałem się, że przeglądam tę stronę już od kilku godzin. Księżyc już dawno świeci na niebie, a wszyscy domownicy poszli już spać. W prawym górnym rogu zobaczyłem licznik "users online: 1". Tak, jasne - tylko ja. Wszyscy już się zmyli. Postanowiłem również się położyć, ponieważ zmęczenie powoli dawało się we znaki. Jednak coś mnie zatrzymało. Na stronie znajdował się czat dla wszystkich użytkowników, którzy na nią zaglądali. Dostałem wiadomość.. to było dziwne, nikogo oprócz mnie nie było. Ale cóż.. "warto spróbować" pomyślałem spoglądając na tekst nadesłany od nieznajomego. Było to konto anonimowe. Wysłał mi jeden link. I nic więcej. Pytałem, co to jest, próbowałem dowiedzieć się czegokolwiek, jednak na marne. Nie pozostało mi nic innego jak wejście w tajemniczy plik. Po naciśnięciu na mój komputer zaczęło zgrywać się coś o nazwie "Macabre town Brellet". Nie zdziwiło mnie to, czasami różne pliki zgrywały się bez mojego pozwolenia. Muszę przyznać, że byłem bardzo ciekawy całej tej sprawy. Gdy plik skończył się pobierać przeskanowałem go antywirusem i otworzyłem. Szczerze mówiąc spodziewałem się jakiegoś filmiku, na którego końcu wyskoczy "teraz kolej na Ciebie", czyli kolejny żałosny łańcuszek, który ktoś wysłał mi dla jaj. Jednak tak się nie stało. Plik "Macabre town Brellet" okazał się grą. "W sumie to nawet lepiej" pomyślałem i stworzywszy postać zacząłem grać. Na początku znajdowałem się w lesie. Za sobą słyszałem coraz to głośniejsze kroki, więc zorientowałem się, że powinienem czym prędzej uciekać. I tak też zrobiłem. Biegłem przed siebie, co jakiś czas potykając się o połamane gałęzie czy pnie drzew. Po kilkunastu sekundach intensywnego biegu znalazłem się na oświetlonej przez jedną, choć w sumie już gasnącą lampę, ulicy. Moja postać była już zdyszana, więc przestałem biec i postanowiłem przejść się "spacerkiem". 


Po dłuższej chwili na horyzoncie ujrzałem światła z różnych źródeł. Gdy podszedłem jeszcze bliżej zorientowałem się, że to miasto. Nawet nie wiedziałem o co w tej grze do końca chodzi, jednak ciekawość nie pozwoliła mi po prostu jej wyłączyć. Gdy podszedłem wystarczająco blisko, zza krzaków wyskoczyła ciemna zakapturzona postać. Rzuciła się na mnie z pięściami, jednak była zbyt słaba, by wygrać z "moim zawodnikiem". Próbując ukryć swoją radość po zwycięskiej walce kontynuowałem grę dalej. W miarę zbliżania się do kolejnych domów ogarniał mnie wewnętrzny strach. Nie mogłem tego pojąć, jednak nawet nie pomyślałem o tym, żeby wyłączyć komputer i po czymś takim spokojnie położyć się do łóżka.

Kilka minut później siedziałam jak zamurowany. Znałem okolicę z tej gry.. to było.. moje miasto.. Mimo wszystko na początku nie chciałem widzieć w tym nic dziwnego. Akurat w tym wypadku nie... Doszedłem do wniosku, że może autor tej gry też tu mieszka i po prostu odwzorował ją w grze. Starałem się w to wierzyć. Jednak nie wyłączyłem gry. Jak sądzicie, co zrobilibyście w mojej sytuacji? Wydaje mi się, że to samo, co ja. Poszedłem do mojego domu. To taka naturalna reakcja.. Tak samo jak chyba każdy oglądał swoje miejsce zamieszkania w "google maps".

Gdy stałem już przed furtką do mojego domu, nagle straciłem kontrolę nad grą. Moja postać nadal chodziła, ale to nie ja nią kierowałem. Poczułem lekkie dreszcze.. nigdy wcześniej nie przytrafiło mi się coś takiego. Teraz gra żyła własnym życiem, a mi nie pozostało nic innego jak obserwacja. Postać zbliżała się do drzwi wejściowych mojego domu. W końcu bez większych problemów przekroczyła próg i już znajdowała się w środku. Muszę przyznać - bardzo mnie to zszokowało. Sądziłem, że to niemożliwe. Widziałem porozrzucane w przedpokoju buty, które mama kazała mi poukładać, ale olałem to. Brudne talerze z których jeszcze kilka godzin temu jedliśmy kolację. Zrobioną dzisiaj plamę na ścianie. Wszystko było takie samo. "Przecież to niemożliwe" - powiedziałem do siebie nie wierząc własnym oczom i wciąż bacznie obserwując ekran.
Gdy postać zaczęła kierować się w kierunku sypialni rodziców, postanowiłem wyłączyć komputer, jednak bezskutecznie. Gdy "to coś" weszło do pokoju i stanęło zaraz koło łóżka mojej śpiącej mamy i taty, ujrzałem, że postać trzyma w ręce nóż. Zdziwiłem się, że nie zemdlałem i byłem w stanie myśleć trzeźwo. Dopadłem kontakt i pośpiesznie wyciągnąłem wtyczkę, a następnie czym prędzej pobiegłem na dół i z wielkim hukiem wpadłem do pokoju rodziców. Wystraszeni zerwali się z łóżka. Odczułem ulgę - byli cali i tylko dwoje - żadnej postaci z gry. Przepraszając i wymyślając jakąś tandetną wymówkę wyszedłem z pokoju. "Zacząłem wariować" - pomyślałem. - "Brawo debilu, sądziłeś, że gra chce zabić Twoich rodziców" - dodałem w głowie i wróciłem do swojego pokoju. Jednak to nie był koniec wrażeń na dzisiaj... Komputer był z powrotem podpięty do prądu i włączony. Z kolei teraz wydawało mi się, że wariuję... Teraz nie mogłem już ufać niczemu, co widzę, bo albo ze światem, albo ze mną działo się coś złego. Zmieszany podszedłem bliżej, by go wyłączyć i położyć się spać. Doznałem szoku. Moja tapeta się zmieniła. Zamiast czarnego Mercedesa widniało tam zdjęcie moich schodów... Włączyłem przeglądarkę próbując dowiedzieć się czegokolwiek od tajemniczego użytkownika, który przesłał mi plik. Jednak strona, tak jak wcześniej pisałem - już nie istniała. "A może zasnąłem i to wszystko mi się przyśniło? Tak, na pewno tak" - lepszego wytłumaczenia znaleźć nie mogłem. Upewnił mnie w tym przekonaniu powrót na pulpit - nigdy tak bardzo nie ucieszył mnie widok samochodu. Wyłączyłem komputer i położyłem się do łóżka.
To akurat były ferie, więc nie musiałem martwić się wczesnym wstawaniem. Spałem do późna, a gdy już się obudziłem zaczął się dzień jak każdy inny. Kolejny nudny piątek.. Odetchnąłem z ulgą. Przez całą dobę nic się nie działo. Jednak chyba ktoś próbował uśpić moją czujność.. W sobotę rano, gdy z trudem wstałem z łóżka, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu mój komputer był włączony, a na tapecie widniały schody mojego domu. Wtedy wydawało mi się, że było to to samo zdjęcie, co feralnej nocy. Wystraszyłem się, lecz gdy zdjęcie zniknęło uznałem, że ktoś wcześniej korzystał z komputera i po prostu mam zwidy. Następny tydzień przeżyłem spokojnie. Jednak w sobotę stało się to samo. I to powtarzało się już ciągle. Nie przestało aż do dzisiaj...

Jednak to nie wszystko. Chyba ulubionym dniem większości osób jest sobota. Dla mnie ona stała się przekleństwem. Mówiłem o tym przyjaciołom, jednak nie wierzyli mi i nigdy nie mogli zobaczyć ujęcia kawałka mojego domu na tapecie, ponieważ zdjęcia znikały, gdy tylko ktoś inny na nie spoglądał. Rodzicom o tym nie wspominałem.... nie mógłbym tego zrobić, i tak by mi nie uwierzyli, z resztą jak wszyscy.

Po około roku zauważyłem, że to nie to samo zdjęcie.. ono się zmienia. Każde kolejne pokazuje miejsce kilka milimetrów bliżej do mojego pokoju.. To "coś" zbliżało się do mnie powoli. Wraz z tym odkryciem doszły też nowe zmartwienia. Głuche telefony i bezsensowne wiadomości z różnych numerów stały się dla mnie codziennością. Nie pomagały żadne zmiany komputera czy czegokolwiek innego. Dostawałem maile i niepojącej treści, ciągle czułem się obserwowany. Z czasem dochodziły nowe formy "dręczenia mnie", takie jak pukanie do drzwi, okien, słyszenie szeptów, krzyków i różne inne. I tak było codziennie od tych dobrych 10 lat, aż do teraz.. aż do dziś dnia...

Pewnie zastanawiacie się, dlaczego napisałem o tym dopiero teraz. To również mam zamiar Wam wyjaśnić. Otóż są dwa powody: po pierwsze dopiero teraz zrozumiałem częściowo o co chodzi. Chciałem się bać, szukałem tego przez kilka lat swojego życia.. Chciałem mieć co opowiadać, i .....  i mam. To "coś", ta postać .. ona nie odpuści, czuję to.
Drugim powodem są zdjęcia.. kolejne zdjęcia.. teraz, po tych wszystkich latach postać jest już bardzo blisko mnie. Na tapecie co sobotę widzę jej palce niemal dotykające mojego ramienia. Strasznie się boję, nie wiem, co mam robić. Czuję, że w następną sobotę spotkam się z tym "czymś" twarzą w twarz. Nie wiem co to jest i co może mi zrobić. Jeżeli kiedykolwiek natraficie na "nobodyknow.nobodycare.soshutup.com" lub "Macabre town Brellet", nie wchodźcie w to i omijacie szerokim łukiem! Dla mnie jest już za późno, ale dla Was jest jeszcze nadzieja....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz